Dariusz na taksówkarskim szlaku - prolog

sobota, 21 lutego 2009
Jak zwykle zacznę od narzekania. A jakże mógłbym inaczej? Ponarzekam sobie na Polskę. Dam tym razem spokój politykom. Ich czyny mówią same za siebie, a ja już chyba zdołałem się przyzwyczaić do nich. Krótko mówiąc nasi włodarze przekroczyli masę krytyczną absurdów i pogodziłem się z tym, że istnieją. Są dla mnie jak niewygodne buty, czy samochód którym jeździ się tylko i wyłącznie dlatego, że jest tani. Drogowcy też mogą spać spokojnie. Do ich totalnej niekompetencji, która sięgnęła tej zimy nowego stopnia absurdu (vide nieodśnieżone "autostrady"), przywykłem. Moim obiektem narzekań zostanie polskie paliwo. Ceny paliwa, znów stały się możliwe do zaakceptowania - istnienie punktów kredytowych na stacjach benzynowych, stało się na szczęście mrzonką. Znów nie musicie rezygnować na miesiąc z jedzenia, by napełnić swój bak. Kłopotem jest jednak to, czym go napełniamy. Mimo obiecywanej jakości, którą "broni znak orła" czy podobnej marketingowej bzdury, która niczemu prócz irytowania klientów nie służy, nikt z nas nie wiem co wlewa w czeluść układu paliwowego. Może to być zarówno benzyna, ale i przerobiony olej z Mc Donalds'a, olej rzepakowy, a i z powodzeniem mocz. Przypomnę tylko, tym którzy mogą mieć kłopoty z pamięcią, że nie udało się ustalić tego nawet sejmowej komisji śledczej. Ja nie podejmę się również dowodzenia samemu sobie, co wlewam do baku. W każdym razie wtrysk paliwa sygnowany przez Motronic, w mojej E28 po prostu odmówił mi dalszej współpracy. Tak! Moje BMW E28 znów stoi u mechanika. ZNÓW! Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że winę za to ponoszą idioci od paliw i że nie przyszło Wam nawet na myśl cokolwiek innego.
W każdym razie, mając terminarz podobnie zapełniony ostatnimi czasy, co Krzysztof Ibisz musiałem się jakoś przemieszczać. No dobra, niczym wieczny nastolatek z Polsatu miałem ostatnio tyle zajęć, że często brakowało mi czasu na oddychanie, czy kontakt ze stylistą (znaczy ja się z nim w ogóle nie kontaktuje). W odróżnieniu jednak od niego, wciąż byłem w kontakcie z rzeczywistością. Chcąc zdążyć tu i ówdzie, musiałem po prostu mieć środek transportu...
Autobusy MPK odpadały - mimo, że ich kierowcy wiecznie wymuszają pierwszeństwo i z taką gracją łamią nie tylko przepisy ruchu drogowego, ale i wszelkie znane kanony zdrowego rozsądku, to ostatnią rzeczą jaką mogę o nich powiedzieć, jest to że dowożą pasażerów o czasie na miejsce. Krótko mówiąc - jakoś niezbyt mi się po prostu uśmiecha powierzanie swojego życia i zdrowia w ręce faceta, który inkasuje 1 500 PLN miesięcznie i z maniakalnym chichotem prowadzi autobus jakby chciał roztrzaskać się o najbliższy biurowiec. Podsumowując - jak będę chciał zapisać się na obóz treningowy Al-Kaidy, w roli ofiary zrobię to z własnej woli, a nie wsiadając w czeluści wesołego, żółto-czerwonego autobusu.
Rozwiązanie było proste - taksówka. Do niedawna miałem taksówkarzy za naprawdę rozsądnych gości. Wszystko zmieniło jednak pojawienie się Dacii Logan na taksówkach w mojej kochanej Łodzi. W tej chwili taksówkarze to: w połowie kretyni, a o drugiej ich części nie będę nawet pisać. Oni i tak nie potrafią czytać. Chcecie przykładu? Facet, który woził mnie Skodą Octavią wyznawał zasadę, że opony zimowe to niepotrzebny wymysł, bowiem on na Stomilach D-90 przejeździł niejedną zimę swoim Polonezem. Drugi - tym razem z Audi A6 uważał opony bieżnikowane za błogosławieństwo. Pierwszego starałem się uświadamiać o lamelkach, wzmocnieniach barkowych, side-sippingach, budowie klockowej i wzdłużnej, a także odpowiedzialności asymetrycznych części za odprowadzanie woda i breji pośniegowej. Drugiego nawet nie próbowałem uświadamiać. Czapka z daszkiem na głowie i miś w stylu retro-dywanu na fotelach powiedziały mi z kim mam doczynienia. Lotność swego umysłu mógłby chyba tylko jaśniej podkreślić, naklejając na deskę rozdzielczą wycięte z gazet podobizny Ziobra i Kaczyńskiego. Typowy PiS-owiec.
Nie będę komentował jak jeżdżą nasi taksówkarze. Podsumuję to jedynie ogłaszając wyniki rankingu na najgorszych kierowców. Brązowy medal zdobywają przedstawiciele handlowi - zwłaszcza od Coca-Coli. Drugie miejsce na pudle zdobywają domorośli wiejscy "tjunerzy" - zwłaszcza w Oplach Calibra i Hondach Civic. Jednak pierwsze miejsce należy się taksówkarzom - po prostu jest to stado zmotoryzowanych lemingów.
Chciałem sam przekonać się, czy jeżdżenie taksówką zmienia ludzką psychikę. Nie to, że jestem ateistą bo nie widziałem, nie dotknąłem Boga... Przecież jego obecność widać w takich cudach stworzenia, jak Laetitia Casta, wypełniona butelka Glen Garioch, czy Nissan GT-R, a ja mimo to nadal jestem niewierzący. Po prostu - jestem moto-maniakiem i jeżdżenie samochodami dla dowiedzenia jakieś idei jest najczystszym koncentratem frajdy.
Nie oszukujmy się. Jesteście przecież na blogu gościa, który dla udowodnienia swojej racji, że jazda autem jest tańsza od jazdy pociągiem jechał w środku nocy z Łodzi do Warszawy, a potem z powodu braku chęci na powrót spał w hotelu po 230 PLN doba. Skodą Superb... Nie ma bardziej taksówkarskiego auta niż Hitlermobil E-klasa. A więc? Stwierdziłem, że bedę nimi jeździć. Sprawdzę i poddam dokładnej analizie samego siebie, pod kątem zmian w psychice prowadzenia pojazdów. Przed i po. No i wczoraj, gdy narodził mi się w głowie ten pomysł odwiedziłem Poradnię Medycyny Pracy Gastro sp. z o.o., z siedzibą w Łodzi przy ul. 6 Sierpnia 74. Tam przesympatyczna doktor Monika, mimo że patrzyła się na mnie jak na idiotę, gdy klarowałem jej o co chodzi, poddała mnie badaniom psychomotorycznym. To taki rodzaj badań, które wykonuje się wszystkim osobom, które będą miały doczynienia z prowadzeniem samochodów w pracy i mają normalnych pracodawców. Oto i opinia pani doktor na mój temat, po przeprowadzeniu badań. "Badany ma czasy reakcji na bodźce świetlne, dźwiękowe i ruchowe znacznie poniżej normy. Tożsame badania przeprowadzone w ciemnościach, wykazały nieznacznie wolniejszy czas reakcji, ale nadal pozostający poniżej wyników traktowanych jako dopuszczalna norma. Odczuwanie dali i głębi w normie. Przeprowadzony test kompetencyjny nie wykazał żadnych niepokojących oznak. Podsumowując, badany ma cechy dobrego kierowcy, a czasy reakcji na bodźce pozostają znacznie poniżej przeciętnej". Miło, gdy dobrze o nas piszą, no nie?
Historię taksówkarskich samochodów rodem ze Stuttgartu rozpoczęto w 1961 roku modelem W110. Ów bliski krewniak poczciwego "Kubusia" produkowany był przez 7 lat i był synonimem luksusu, był też pierwszym samochodem marki Mercedes, który testowany pod kątem bezpieczeństwa. Dodajmy do tego, że ów Mercedes nie był zbyt drogim produktem, toteż zyskał przychylność taksówkarzy w RFN, oraz agentów bezpieki i wywiadu w NRD, a przez cały okres produkcji mury fabryki opuściło 628 282 egzemplarzy. W 1968 roku na świat przyszedł jego następca, czyli W115 zwany poczciwie "babcią", lub bardziej groźnie "Stroke-8". To ten wielki jak przeciętny stadion piłkarski w Polsce samochód o pionowo ustawionych światłach przednich. Mój Ojciec miał takiego i przysięgam Wam, że po dziś dzień, gdy wchodzę do łazienki w swoim mieszkaniu, to mam wrażenie że był on od niej bardziej przestronny. W 1976 roku Hitlermobile stały się naprawdę liderami segmentu E. To zasługa W123, czyli znanej chyba wszystkim "Beczki" - ostatniego auta w historii Mercedesa, który naprawdę wykańczano chromem. Pierwszego też o legendarnej niezawodności i przyjaznemu kierowcy wnętrzu. Zegary z W123 są po prostu ucieleśnieniem czytelności wskaźników. Niedościgłym po dziś dzień wzorem. Ale co tu się dziwić - zrobione przez i dla Niemców. Jeśli mieliście kiedykolwiek przed sobą instrukcję obsługi (bogato ilustrowaną) niemieckiego materaca dmuchanego, wiecie o czym mówię. W 1984 roku urodził się jego następca - W124. To auto jest istnym wołem roboczym. Jeśli zobaczycie gdzieś na ulicy takiego w kremowym kolorze, to znaczy że jest to była niemiecka taksówka, która ma za sobą dystans 50 okrążeń naszej planety. Bez remontu silnika i bez gwarancji, czy olej chociaż był raz zmieniony. Po dziś dzień większość taksówkarzy na prowincji się nimi z powodzeniem przemieszcza, a Ci z miast tęsknią za nimi. Krótko mówiąc to samochód, który albo jest taksówką, albo hmm... taksówką, albo no cóż... Jeśli za kółkiem W124 nie siedzi pan Zbychu z osiedloewgo postoju taksówek warto głębiej schować portfel i komórkę i wbić wzrok w chodnik. Ich właściciele nie są totalnymi przymułami, mają odrobinę gustu i smaku, ale etap dobrze płatnych i łatwo ściągalnych haraczy mają dopiero przed sobą, a łatwym zarobkiem i małym mordobiciem nie pogardzą. Rok 1995 to era "okularów" - byłych dyżurnych aut ciut lepiej sytuowanych w hierarchi przedstawicieli półświatka (teraz zmienili gwiazdę Hitlermobila, na cztery okręgi Audi) i taksówkarzy. Do 2002 roku mamy doczynienia z W210, który ma większość podzespołów wytwarzanych za ziarenko ryżu w Chinach przez terroryzowanych sześciolatków - niesie to za sobą sporą zmianę jakości. Większość panów z postoju mówi, że Mercedes po prostu w 1995 roku przestał istnieć. Pozostali zaś zaciskają zęby, robią kolejne zaprawki na gnijącej rdzą blasze, wymieniają co 1 000 km całą elektronikę w aucie i oszczędzają każdy grosz na jego następce. Na produkowanego po dziś dzień W211.
I od tego ostatniego właśnie modelu zacznę podróż taksówkarskim szlakiem, którym mam nadzieję dość zgrabnie nakreśliłem. Kilka telefonów, które wykonałem zaowocowało początkiem przygody. Kolejnej z irracjonalnych, bezsensownych i idiotycznych przygód z motoryzacją w moim wykonaniu. Zaprzyjaźniony komis udostępnił mi na trzy dni Mercedesa E320 CDi w wersji "full-wypas", z przebiegiem nieznacznie przekraczającym 100 000 km z 2006 roku. Kwintesencja niemieckiego taryfiarza "na czasie" - 224 KM, 540 Nm z apetytem, który ponoć jest w stanie zaspokoić 8-9 litrów ropy na setkę. Taksówkarz w cholernie komfortowej edycji.
Na początek powiem jedno. Nie wierzcie, gdy sprzedawca mówi, że w samochodzie nie było palone. Na milion procent było, ale po prostu nie czuć zapachu dymu. Przekonałem się o tym pobieżnie oglądając wnętrze owej taksówki. Idąc za porzekadłem, iż diabeł tkwi w szczegółach, chciałem zobaczyć ile diabła jest w popielniczce w tylnym rzędzie siedzeń. Zobaczyłem kupę popiołów i kikuty niedopałków. Ale... wnętrz jest dobrze wykonane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz