Dzień w którym maszyny nie działały

niedziela, 15 lutego 2009
Uwaga: Poniższa notka jest oparta o przemyślenia z czwartku, 12 lutego i ze względu na braki czasowe dopracowałem ją właśnie teraz.

Dzisiejszy dzień bardzo mocno nadszarpnął we mnie wiarę w technikę. Powiem szczerze, że jest to niebywałe osiągnięcie. Jestem technofilem i gadżeciarzem. Często zmieniam chociażby telefony, by mieć wszystkie super-hiper udogodnienia, z których 90% i tak, albo nie korzystam, albo nie dają one rady działać w Polsce. Gdy po Mikołajkach potrzebując "na gwałt" telefonu kupiłem Nokię N95, pomysł ów wydawał mi się niesamowicie fajny. Ma przecież aparat z auto-focusem, fleszem i dobrą nawet jak na kompakt optykę, no i 5 MPix. Idealny do łapania chwili! Gówno tam. I tak wszędzie, gdzie się ruszam mam ze sobą, którąś z lustrzanek i złapanie chwili ogranicza się do wyjęcia aparatu z bagażnika samochodu. MP3 i Video? Fajnie, ale przecież ostatnio kupiłem odtwarzacz Samsunga, który mam gdzieś w kieszeniach kurtki zawsze i który odtwarza to wszystko znacznie lepiej, a w aucie mam małe centrum multimedialne Mark Levinsona. Wi-Fi? Cóż - to akurat ma mój laptop, bez którego nie ruszam się w żadną dalszą podróż, a do tego przeglądanie neta za pomocą telefonu jest doprawdy trudne. To tak jak przy oglądaniu mapy w samochodzie. Zawsze się coś oderwie i oglądacie i tak, tylko kawałek mieszczący nie tą część, która Was interesuje. No i mój laptop łapie bez trudu sieć bezprzewodową w warszawskim hotelu Campanille, nawet na ostatnim piętrze. N95 tego nie potrafiło. Tak więc mój "telefon ze snów" jest passe - już się o nią biją na alledrogo.pl jacyś fanatycy, a ja przeglądam ku swemu przerażeniu oferty hi-tech'owych telefonów... Totalny idiota.
Tak więc jestem doskonałym przykładem na to, o czym powiedział ktoś mądry, iż "z histori narodów uczymy się, jak mało narody uczyły się z własnej histori". Jestem nieuleczalnym technofilem - i przez to mocno nadwyrężono moje nerwy.
Wszystko zaczęło się tuż przed Sylwestrem, gdy prócz usamodzielniania się zapragnąłem mieć cyfrową telewizję z jakością HD i milionem kanałów, których i tak nie będę oglądał. Cyfra+ dogorywała jeszcze nim pojawiła się satelitarna alternatywa dla niej w Polsce. Więc do wyboru miałem jedynie Cyfrowy Polsat, oraz eN-kę. No i wyszło wówczas szydło z worka - bez dowodu osobistego nie istniejecie. Na nic prawo jazdy, legitymacja studencka, karty kredytowe, paszport - gdy PWPW drukuje dopiero Wasz dowód osobisty - Was oficjalnie nie ma w obiegu. Musiałem więc kupić za 99PLN pre-paid'owy dekoder Cyfrowego Polsatu, zasilając dodatkowo Solorzowi kiebzę wykupiłem dodatkowe kanały i bez umowy miałem dostęp do świata telewizyjnych uniesień. W środę jednak wygasła mi ważność konta, czy czegoś tam i chciałem mieć coś ponad tych 10 kanałów pakietu MINI. Doładowanie kosztuje dwa razy drożej niż normalny abonament, a w dodatku sam proces trwa od trzech do pięciu dni - byłoby więc idiotyzmem, gdybym mając dowód mógł na to przystać. Natomiast spędziłem ponad półtorej godziny (po 30 gr/min) na rozmowie z operatorami biura obsługi. Biorą tam chyba skończonych idiotów... Jeśli korzystaliście kiedykolwiek z Błękitnej Linii TP, w sprawie Ne(rw)ostrady, to uwierzcie mi - jest coś od tego gorszego. Jest przecież piekło, długo długo nic, a potem biuro obsługi telefonicznej w Cyfrowym Polsacie. Wszyscy są tam anonimowi - prośba o podanie nazwiska w sposób zrozumiały, trafia w próżnię, nie mają przełożonych - według konsultantów po prostu kierownika działu, koordynatora, starszego konsultanta, kogokolwiek nie ma, wszyscy tam są również aroganccy - jak stajecie się zbyt bardzo dociekliwi, rozmowa jest rozłączana. A no i dowiedzenie się tam czegokolwiek jest niemożliwe - jedna osoba po prostu przeczy drugiej. Czyli to co jest doskonałą wizytówką firmy. Uosobienie dobrego wizerunku. Uboższy o półtorej godziny i spory zapas zimnej krwi, wsiadłem do samochodu.
W punkcie TV-SAT na ul. Wysokiej odbyłem po prostu ordynarną pyskówkę z panią, która nie chciała mi udzielić ani wyjaśnień, ani pomocy, bo tak i już! Nie wiem i szczerze mówiąc mało mnie interesuje to, czy Pani dostała akurat okresu, jej mąż zdradził ją z ich psem, który w dodatku pogryzł biedną kobietę i miał wszy łonowe wraz z nosówką. Po potulnym słuchaniu pięciu minut jej krzyków, że śmię naruszać jej nieróbstwo problemem trudniejszym niż prawidłowe włożenie baterii do pilota, nie wytrzymałem. Wszedłem w pyskówkę. Mam nadzieję, że ktoś już wyjął tą panią z kąta i obtarł jej łzy z oczu, a także obiecując, że więcej tam nie powrócę jakoś usunął jej objawy choroby sierocej, które wzbudziłem.
Na Kilińskiego, u kolejnego autoryzowanego przedstawiciela Zbysia Solorza usłyszałem, że nie oni mi to sprzedali i nie oni biorą za to odpowiedzialność... Nie zawrą także ze mną upgrade'u umowy. Ręce mi opadły. Ale wiecie co? Gdy powróciłem do problemu TV-Sat po kilku godzinach, okazało się, że na kwadrans przed zamknięciem punktu sprzedaży zawarłem umowę z eN-ką, wydałem kolejne 99PLN na dekoder z nagrywarką, ale mam. A rozmowa w sprawie aktywacji dekodera z Panią z tele-centrum N, była krótka, miła i dała odczuwalne efekty. A ja miałem do tego dobry humor, bo Pani po drugiej stronie kabla, gdzieś w Grodzie Kraka miała słodką wadę wymowy (dekodeL, dobLanoc) i miły, pozytywny głos.
Do techno-frustracji przyczyniło się jeszcze jedno. Około 14 mój Emil zostawił mi nową Toyotę Avensis, którą dostał na testy. Ja miałem robić w końcu projektu sesję zdjęciową do druku. Nie potrafię fotografować auta, którym nie jeździłem, którego nie poznałem. Więc i ja zawsze mam swoje dwa dni za kółkiem. To auto mnie doprowadziło do frustracji!
Po pierwsze - dostałem najbardziej wypasioną wersję 2.0 VVT Prestige z full-wypasem, która kosztuje ponad 100 000PLN. Po drugie - co z tego, że do Takashi Yamamoto, który odpowiadał za ten projekt w Toyocie, wszyscy mówią z nabożną czcią "san" jak jest on zwyczajnym idiotą. Dostałem więc auto z bezstopniową przekłanią biegów. Skrzynia ta jest ósmym cudem świata, ale tylko i wyłącznie na papierze. Jadąc z tym gównem na pokładzie, poznałem znaczenie koncentratu złości. Silnik wkręcał się na najwyższe obroty, nieomal wyskakując przez przednią maskę, a auto natomiast przyśpieszało dopiero po upływie cyklu dobowego. Wtedy, gdy już nawet Wy nie pamiętacie, że chcieliście przyśpieszyć. Nawet sztuczne przełożenia, które mają usprawnić jazdę, pogarszają ją - silnik wyje jak oszalały, a tryby przerzuca legwan, któremu podano środki psychotropowe. Przewiozłem tym autem kumpla, który spytał się mnie ile to auto ma mocy. Nie uwierzył w 147KM i patrzył na mnie jakby z zwątpieniem w moje umiejętności prowadzenia samochodu. Poczułem się tak, jak wówczas, gdy mój belgijski przyjaciel jak odwoziłem nas z wizyty w Polsce zadał mi pytanie, gdzie jest ta autostrada? Bo jedziemy po normalnej dwupasmówce, a oznaczenia są autostradowe...
Przejrzałem katalog modelu Avensis - dystrybutor zawsze w modelach prezentacyjnych pakuje wszędzie broszury itp. I co? Klasyczny automat - bez skretyniałej jaszczurki w środku, nie dający wrażenia bezmiaru głupoty, owszem istnieje w ofercie. Ma nawet łopatki do zmiany biegów pod kierownicą. I jest sprzedawany wyłacznie z silnikiem diesla. Przyznam się uczciwie do jeszcze jednego. Mam w nowoczesnych samochodach fetysz. Panoramiczny dach - to jest rzecz, która nie dość, że poprawia mi humor, to jeszcze potrafi dodać nawet francuskiemu samochodowi fajności w moich oczach. Tu jest on dostępny, ale tylko w wersji kombi. DLACZEGO!? Nie rozumiem tego, zwłaszcza że XXI wiek to czasy, gdy nawet francuzi potrafią skonstruować samochody ze szklanym dachem, przednią maską i nawet jakby się rozpędzili to by zrobili klapę od bagażnika w takiej wersji. No i doszedłem do źródła mojej frustracji. To auto ma nawigację...
A więc sprawdziłem jak działa. Do teraz mam uczucie wstydu, a głowa boli mnie od walenia nią o kierownicę z bezsilności. Ile zajęło mi wprowadzenie celu podróży? "Aleksandrów Łódzki, Zgniłe Błota" - 20 sekund? 30? 5 minut! Potem mało nie oślepłem - jaskrawość i nasycenie barw po prostu wypala oczy i nie daje się wysterować. A potem jeszcze kobieta zamiast mnie instruować z cierpliwością, troską i oddaniem darła na mnie ryja! Była niemiła i dosłownie na mnie krzyczała. Jakby tego było mało, to babsko chciało mnie zabić! Gdy zignorowałem jej nakaz skrętu w ul. Nawrot pod prąd przez trzy następne skrzyżowania chciała, abym zawrócił i tam SKRĘCIŁ! Nie reagowała nawet na moje pełne pokornej paniki sugestie pokroju "zamknijże ten ryj!". Dopiero poprzez funkcje zaawansowane zakneblowałem babiszona. A i jeszcze coś... Bluetooth w tym aucie nie wykrywa Nokii N95.
I po co nam technika? Chyba po to, by nas głowy miały od czego rozboleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz