Chciałbym oddać hołd człowiekowi, bez którego Mercedes, nie byłby tą samą marką. Wszystko za sprawą 300 metrów taśmy filmowej, Mercedesa W116 w opisywanej przeze mnie wersji 450 SEL 6.9, którą miałem przyjemność (i to jeszcze jaką!) prowadzić i tego syna żydowskiego cukiernika, czyli Claude Lelouch. Po raz pierwszy nie dość, że pokazano sport dla prawdziwych twardzieli, czyli wyścig przez miasto, to jeszcze do jego nakręcenia nie użyto żadnych kaskaderów, komputerów, a dokładnie 10 minut filmu, kręconego z kamery, przykręconej na sztywno do zderzaka przedniego w samochodzie.
Jeśli nie widzieliście jeszcze tego filmu - macie naprawdę czego żałować. A, czy wspominałem, że samochód, który przez nabrzeża Paryża pędził ponad 200 km/h, a wąskimi uliczkami centrum 150-180 km/h był prowadzony przez samego reżysera?
Szacun z mojej strony i to wielki. Zdjęcie poniżej przedstawia tego człowieka z krwi i kości, i z wielkimi cohones , nie jest mojego autorstwa - pochodzi z www.toutlecine.com
Autor:
Chief D vel Dariusz
o
15:49
Etykiety:
C'etait un rendezvous,
Claude Lelouch,
Mercedes 450 SEL,
przemyślenia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz